Z Moniką Chaberek, wicedyrektorką przedszkola i mamą bliźniaków – Adriana i Oli rozmawia Aga Kacprzyk
Ciężko być mamą bliźniaków?
Moje dzieciaki – bliźniaki Ola i Adrian – od początku byli fantastycznym duetem i gdybym miała cokolwiek polecać na podstawie własnych doświadczeń, powiedziałabym: koniecznie bliźniaki! A to dlatego, że mając dwójkę dzieci w tym samym wieku, trzeba nauczyć się dobrej organizacji czasu, co przydaje się w każdej dziedzinie życia. A dzieci szybciej stają się samodzielne i zaradne, co dla nich jest kapitałem na przyszłość.
Lepiej mieć starsze czy młodsze dzieci?
Każdy wiek ma swoje wymagania i przywileje. Młodsze dzieci, wiadomo, wymagają większej opieki, ale też oddają to, co dostają. Starsze mniej nas potrzebują, lecz w zamian pozwalają nam na więcej swobody. Moja dwójka piętnastolatków to już całkiem dojrzałe osoby, które wymagają partnerskiej relacji.
Opowiedz, o okolicznościach, w jakich przyszły na świat.
Wyszłam wcześnie za mąż, jeszcze na studiach, a po studiach wyjechaliśmy z mężem do Niemiec w celach zarobkowych. Kiedy zaszłam w ciążę, pracowałam w hotelu, ale rozmaite komplikacje zmusiły mnie do wcześniejszej rezygnacji z pracy. Urodziłam dzieci na emigracji, mąż pracował, a ja otrzymywałam zasiłek macierzyński, co pozwoliło mi dłużej zajmować się opieką. Do pracy wróciłam dopiero, kiedy Adrian i Ola skończyli trzy lata i siedem miesięcy. To był dobry czas. Czułam, że dostały ode mnie dużo uwagi, bliskości i z takim kapitałem poszły do przedszkola. Wiedzieliśmy jednak, że nie chcemy tam być na stałe, dlatego wróciliśmy, kiedy Adrian i Ola ukończyli cztery lata, aby zdążyli się zaklimatyzować w Polsce przez pójściem do pierwszej klasy.
Pierwsze lata ich życia mieszkałaś w Niemczech, mąż codziennie wychodził do pracy, a Ty? Nie czułaś się wyobcowana?
Bywało, że czułam się samotna, ale rekompensowałam to sobie długimi rozmowami telefonicznymi z Polską. Dzieci – choć bliźniaki – nie okazały się aż tak absorbujące jak się powszechnie uważa. Jednak wyjście na zakupy czy załatwianie spraw z dwójką niemowląt wymagało ode mnie wyższej logistyki. Mąż wracał do domu późnym popołudniem, więc to ja spędzałam całe dnie z dziećmi. Wynagradzaliśmy to sobie w weekendy, które staraliśmy się spędzać razem poza domem, a jeśli trafiało się więcej wolnych dni – zawsze jechaliśmy do Polski.
Jak potoczyła się Twoja droga zawodowa, kiedy na dobre wróciliście do Polski?
Po krótkim stażu w urzędzie skarbowym, trafiłam przypadkiem na zastępstwo do prywatnego przedszkola. Nie miałam wykształcenia kierunkowego, więc pełniłam funkcję pomocy przedszkolnej. Ale po kilku miesiącach okazało się, że skradłam serce dzieciakom, zdobyłam uznanie pani dyrektor i dobrze odnalazłam się w pracy z najmłodszymi. Poszłam więc na zaoczne studia pedagogiczne, zdobyłam dyplom i zaczęłam uczyć w przedszkolu.
Co było najtrudniejsze w tej pracy?
Po sześciu latach otworzyła się możliwość przejścia do przedszkola publicznego. Wiedziałam, że to dla mnie szansa, a jednocześnie bardzo się bałam – zżyłam się z dziećmi, z dyrekcją, nie chciałam ich opuszczać. Kosztowało mnie to kilka nieprzespanych nocy, ale wszyscy we mnie wierzyli, namawiali, kibicowali, więc nie było odwrotu.
Dziś jesteś na stanowisku wicedyrektor przedszkola.
Tak. Kiedy zrobi się jeden odważny krok, łatwiej zdobyć się na kolejne. Poza tym mój głos wymagał odpoczynku, a nawet rehabilitacji. Trafiłam pod opiekę foniatry i na razie praca z dziećmi w pełnym wymiarze nie jest dla mnie wskazana.
Co według Ciebie jest ważne w wychowywaniu dzieci?
Na pewno szacunek i pielęgnowanie bliskich relacji. Uczymy nasze dzieci tego, że rodzina jest najważniejszą wartością, że oni jako rodzeństwo powinni się zawsze wspierać i stać za sobą. A w codziennej rutynie dużą wagę przykładamy do ruchu. Nasze dzieci zawsze chodziły na zajęcia dodatkowe – Adrian trenował piłkę nożną i aikido, Ola tańczyła – i balet, i taniec towarzyski, i disco dance, aż w końcu odkryła cheerleading. Towarzysząc jej w wyjazdach i turniejach, poznałam innych rodziców i od pewnego czasu również my mamy swoją grupę seniorek – 29 plus. Uczymy się choreografii, tańczymy z pomponami, wyjeżdżamy na pokazy i świetnie się przy tym bawimy.
Tego chyba potrzeba każdej mamie.
Dokładnie tak! Z mężem jestem ponad siedemnaście lat i nie zamieniłabym go na nowszy model. Bardzo lubię swoją pracę, kocham moje dzieci, ale jak każdy, potrzebuję też własnej przestrzeni, ruchu, towarzystwa, zabawy, żeby wypocząć i naładować akumulatory. Każda mama powinna mieć również swój świat.