Wianki uratowały mnie przed depresją

4 min czytania

Z Agnieszką Pac-Oleszkiewicz, twórczynią marki Wiankiem Plecione i mamą Poli, rozmawia Agnieszka Kacprzyk

Jakby wyglądało dziś Twoje życie, gdyby cztery lata temu nie przyszła na świat Twoja córka Pola?

Prawdopodobnie wciąż pracowałabym na stanowisku kierowniczym w dziale zakupów, po kilkanaście godzin dziennie. Tako było przed narodzinami córki, dawałabym z siebie wszystko, bo jeśli coś robię, to zawsze na 100%.

Co takiego stało się, że pleciesz dziś wianki?

Na to pytanie można odpowiedzieć na trzy sposoby. Za każdym razem trochę inaczej.  Najprościej – dlatego, że kiedy wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, stałam się firmie niepotrzebna. Uznano mnie za mniej wartościowego pracownika z powodu nowej życiowej roli – roli mamy. Obcięto mi pensję, zdegradowano na niższe stanowisko. Ale mogę odpowiedzieć, że intuicja od zawsze mnie w tym kierunku prowadziła, zawsze byłam artystyczną duszą. A kilka lat przed urodzeniem Poli skończyłam szkołę florystyczną. I wreszcie trzecia odpowiedź: Plotę wianki, bo tak się spełniam zarówno jako artystka, jak i mama.

A prawda jest w każdej z tych odpowiedzi.

Tak! Jedno jednak pragnę dodać – wianki mnie uratowały przed depresją. Zawsze byłam osobą bardzo aktywną i towarzyską. Pracowałam do ósmego miesiąca ciąży, aż tu nagle po urodzeniu dziecka, świat się zatrzymał. Mimo że kocham Polę całym moim sercem, przeraziło mnie to, że rola mamy zawładnie moją tożsamością, a moje życie ograniczy się do spacerów z wózkiem między blokami, towarzystwa innych świeżo upieczonych mam i rozmów o fizjologii niemowlęcia.  A z kolei potem, gdy wróciłam do pracy – pełna zapału i determinacji, okazało się że, nie ma dla mnie miejsca. Był to bardzo bolesny moment i moje poczucie własnej wartości nagle runęło. I wtedy właśnie teściowa – która przewodniczy Uniwersytetowi Trzeciego Wieku w Pasymiu zaproponowała, żebym zrobiła wianki ze zbóż na dożynki. Uplotłam, pojechałam tam z Polą, sprzedałam połowę towaru i usłyszałam tyle komplementów, że zapaliła się we mnie iskra do działania. 

Jak zareagowali bliscy?

Na początku nikt nie rozumiał, co ja wyprawiam, znosząc do domu kwiaty i kartony ozdób. Pukali się w czoło, że kompletnie zwariowałam i zamiast jak przykładna matka skoncentrować się na dziecku, ja robię z domu wiankową manufakturę. Mama za przykład stawiała mi siostrę, która ma piątkę dzieci i realizuje się w macierzyństwie, ktoś wyrażał obawę, że dziecko bawiące się gałęziami, z których plotę wianki, na pewno w końcu zrobi sobie krzywdę. Mój pomysł uznawano za fanaberię, dopóki świat nie zaczął moich wianków doceniać. Już kilka miesięcy później, na Boże Narodzenie uplotłam ponad 100 wianków, a moje wianki frunęły nie tylko w Polskę, ale i pod adresy osób z Irlandii, Anglii i Niemiec. I nagle na mojej drodze zaczęli pojawiać się ludzie, którzy podsuwali mi pomysły.

Na przykład jakie?

Pojechałam do agroturystyki Łan Sztuk, żeby zrobić zdjęcia mojej córeczce. Uplotłam dla niej piękny wianek, którym zachwyciła się właścicielka domu i zaproponowała mi współpracę na wieczorach panieńskich. Era wieczorów panieńskich, kiedy dziewczyny idą w miasto, jeżdżą limuzyną czy zamawiają sobie tancerza w wielu środowiskach odeszła do lamusa. Teraz wieczory panieńskie organizuje się na łonie natury, w pięknych aranżacjach, dziewczęta ubierają się w kwieciste sukienki, plotą wianki, a potem na przykład robią sobie sesje zdjęciowe. Podobnie wyglądają wesela, dlatego zaproponowano mi też plecenie wianków na żywo na weselach. Panie wybierają sobie kwiaty pasujące do ich kreacji, a ja robię im piękne wianki. Tak jak wspomniałam, na mojej drodze pojawiło się mnóstwo wspaniałych osób. Powstał profil na Instagramie. A koleżanka zrobiła piękne logo, założyła mi też stronę, żeby wszystko wyglądało profesjonalnie.

Da się z tego żyć?

Na razie to moje dodatkowe zajęcie, na co dzień pracuję w firmie szkoleniowej, gdzie kobiety z dziećmi są bardzo dobrze traktowane. Doświadczeni menadżerowie wiedzą, że kobieta, która ma dziecko, jest zwykle najbardziej oddanym i zmotywowanym pracownikiem. Tutaj choroba dziecka nie stanowi dla nikogo przeszkody – mogę pracować zdalnie, mogę czasem zabrać dziecko do siedziby firmy. Wiadomo, że to, czego nie wykonam dziś, nadrobię jutro. Wracając do wianków, cały czas rozwijam się w tym kierunku, w maju skończyłam podyplomowe studia ogrodniczo-rolnicze, teraz szukam ziemi, na której posieję własne kwiaty. Moja rodzina rozumie już, że to nie jest wydumana pasja, ale piękny i wdzięczny pomysł z potencjałem, a do tego spójny z moimi zamiłowaniami. Ostatnio u teściów na działce posadziłam sadzonki lawendy i inne kwiaty na wianki.

I nikt już nie puka się w czoło?

Nie! Mój mąż mnie bardzo wspiera, a Pola pięknie wzrasta w kwiatowej atmosferze. Tak jak ja uwielbia doświadczać świat zmysłami, dotykać różnych faktur i struktur, wąchać kwiaty, a ja daję jej wolność w tym i widzę, jakie to piękne, gdy dziecko ma przestrzeń na eksperymentowanie. Ostatnio kiedy sadziłam lawendę, ona zakopywała się w czarnej ziemi. Nie powiedziałam jej: „nie rób tego”, „pobrudzisz się” – dałam jej pełną wolność. Odwdzięcza mi się za to niezliczoną liczbą przytulasów i wielką miłością. Cieszę się, że mogę tak wychowywać moją córkę – w empatii do ludzi, w miłości do natury i do swojej dzikiej natury również.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Obserwuj nas

Kontakt

kontakt@mamawracadopracy.eu
tel. 783-032-114

Wsparcie udzielone przez Fundację Fundusz Współpracy w ramach projektu „Ścieżki współpracy – wsparcie dla podmiotów wdrażających współpracę ponadnarodową” współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój.

© 2020 • by Softathlon