Z Joanną Piotrowiak, mamą dwóch synów i szefową Kina Muza w Poznaniu, rozmawia Agnieszka Kacprzyk
Jesteś mamą dwóch synów, nie przeszło Ci nigdy przez myśl, żeby zostać z nimi w domu i zająć się
wychowaniem?
Wojtek był długo wyczekiwanym dzieckiem, a jednak kiedy się pojawił na świecie, szybko zrozumiałam, że nie należę do kobiet, które potrafią cieszyć się z każdego bezzębnego uśmiechu, celebrować pierwszy kroczek, chłonąć niepowtarzalne chwile z dziećmi. Ciągnęło mnie do pracy, świata dorosłych, do adrenaliny związanej z organizowaniem wydarzeń filmowych. Poza tym, jestem z pokolenia, które wychowywało się w kulcie pracy – dla nas praca jest wyznacznikiem statusu społecznego, stanowi o naszej użyteczności, nadaje nam sens. I choć macierzyństwo bez wątpienia ma doniosłą rolę dla społeczeństwa, dla mnie i dla Ciebie też, to właśnie praca zawodowa w dużej mierze tworzy moją tożsamość. Czasem zazdroszczę młodszym pokoleniom ich dystansu do kariery zawodowej – im aż tak nie zależy. A nam owszem, dlatego będąc matkami, czasem czujemy się rozdarte – chcemy być blisko dzieci, ale wir życia zawodowego ciągnie równie mocno.
Pamiętasz moment powrotu do pracy po urlopie macierzyńskim?
Oczywiście. Mimo, że tęskniłam za aktywnością zawodową, za każdym razem, i w przypadku Wojtka i Jasia, czułam niemal fizyczny ból rozstania. Ból ustąpił w momencie, gdy mój syn – jak większość dzieci – zaakceptował tę sytuację, zostając pod dobrą i czułą opieką. Wówczas pędząc do pracy, zapominałam, że jestem mamą, lecz po ośmiu godzinach równie szybko pędziłam z powrotem, stęskniona i złakniona dziecięcej bliskości.


Czy kiedykolwiek poczułaś, że godzenie macierzyństwa i życia zawodowego sprawia Ci trudność?
Dla mnie praca zawodowa i macierzyństwo to naczynia połączone. Każdy z nas ma ograniczone zasoby energii – osoby bezdzietne mają więcej przestrzeni na rozwój osobisty, szkolenia, warsztaty i studia, a rodzic, który wraca po pracy, zwykle chce spędzić z dzieckiem końcówkę dnia. I tak tego czasu zostaje niewiele, krótkie popołudnie, a potem rytuały kolacyjno-kąpielowo-usypiające. Siłą rzeczy pracująca mama ma mniej czasu, aby naprawdę zainwestować w swój rozwój. I chwilami pojawia się poczucie straty, ale w moim przypadku był to świadomy wybór, dlatego kiedy pojawiał się cień żalu, zawsze tłumaczyłam sobie, że mądre książki jeszcze zdążę przeczytać, a dzieciństwo moich dzieci umknie bezpowrotne. To ważne, aby regularnie rewidować wartości, przypominać sobie o priorytetach.

Nie ukrywam jednak, że przez całą pandemię tęsknię za służbowymi wyjazdami na festiwale filmowe, które traktowałam zawsze jak zbawiennie urlopy od bycia mamą – potrzebowałam tych kilku dni, aby pobyć w świecie dorosłych bez poczucia, że muszę zerkać na zegarek, bo zaraz trzeba się kimś zaopiekować, komuś jestem potrzebna i ktoś coś ode mnie chce. Z takich delegacji wracałam stęskniona, napełniona nową energią i z przyjemnością wchodziłam ponownie w kapcie mamy.
Z jaką propozycją rynek pracy mógłby wyjść do mam, aby było im łatwiej?
Uważam, że XXI wiek nie wymaga już pięciodniowego tygodnia pracy. Współczesne technologie, które zwiększyły wydajność i tempo pracy pozwalają nam wykonywać zadania szybciej i sprawniej, a społeczeństwo ciągle kultywuje ten spadek po fabrykantach i zasuwa osiem godzin dziennie, próbując bezskutecznie rozciągnąć dobę, żeby starczyło jeszcze czasu na rodzinę, własne pasje i zdrowy sen. Sama mam zadaniowy tryb pracy i uważam, że to jest dla mnie najlepsze. Kobiety potrzebują elastycznej postawy pracodawców, którzy nie powinni traktować matek jako zła koniecznego. Z tego co widzę, po sobie i po innych kobietach posiadających dzieci, można zaryzykować tezę, że matki charakteryzuje duża odpowiedzialność zawodowa. A wyrozumiałym pracodawcom potrafimy się odwdzięczyć zaangażowaniem i lojalnością.
Żyjesz pod dachem z trzema facetami, to sytuacja, w której królowa może być tylko jedna. Jak wygląda codzienność królowej?
Przyglądając się mojemu mężowi i synom, mam świetne pole do obserwacji i widzę, że mężczyźni stworzeni są do wyższych celów. Oni myślą długofalowo, strategicznie, tworzą teorie oraz idee, ale o tym, że jeśli chcemy zjeść kotleta, najpierw musimy wyjąć mięso z zamrażarki muszę pomyśleć ja. Więc mniej się czuje królową, a bardziej menadżerem rodziny, który rozdziela zadania, dba o to, żeby wszystko dobrze funkcjonowało. Myślę, że to nasza kobieca rola – my jesteśmy bardziej związane z matką ziemią, dostrzegamy detale codzienności, potrafimy z nich zbudować fajne życie i rodzinną atmosferę. Nam łatwiej jest być tu i teraz, zanurzyć się w chwili obecnej, podczas gdy mężczyzna zwykle osadzony jest w „potem”, „jutro” i „kiedyś”.
Znam Cię dwadzieścia lat i jesteś na szczycie mojej listy „Matki z pasji i powołania”.
I tak się czuję. Uwielbiam czas z moimi chłopakami, ale właśnie dlatego, że dzielę go również na pracę zawodową. Bez kina, kultury, inspirujących ludzi i spotkań, nie potrafiłabym się cieszyć macierzyństwem – tu jedno napędza drugie, więc chyba nieśmiało mogę mówić o pełni.